poniedziałek, 10 października 2011

nie ma mnie we mnie nie ma mnie


Nieznośna lekkość bytu
to nie to, że mi egzystencjalny ból daje się we znaki
i czas mi przez palce przecieka.

Czas jest na zmianę okrągły i długi
pokruszony i zakurzony;
ważny i nieistotny; biały i cienki jak pajęczyna,
mam dwieście i piętnaście lat;
dwadzieścia siedem i czterdzieści dziewięć jednocześnie.

Kto powiedział, że każde poszukiwanie kończy się odnalezieniem?
Nie wiem, czy tak się objawia śmierć nadziei?
Że wszystko obojętnieje? Mętnieje?
Nie chcę być letnia, już wolę spłonąć albo zamarznąć. Ciekawe czym sobie zasłużyłam na taką karę za życia. Że jestem ćmą, której nie jest dane się spalić w płomieniu świecy, tylko o nim marzę nieustannie.

Najbardziej mi chyba przeszkadza to, że mimo dobrego samopoczucia psychicznego nic mnie zupełnie nie porusza, nic nie jest w stanie mną wstrząsnąć, zachwycić.
Wszystko jest jak odgrywane w teatrze, pompatyczne, wszystko udaję, wsztystkie reakcje i emocje. Nic już nie jest mną ani nic nie jest moje.
To gdzie jest moje szczęście,
skoro mnie we mnie już nie ma?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz