wtorek, 20 grudnia 2011

fire butterfly


mogę im odpowiadać
na zadawane w kółko pytania
jak małym dzieciom
tłumaczyć

mogę ich słuchać
jak mimowolnie słucham
ludzi chcących mi ramy swoje wyznaczyć.

A milczenie moje skazało ich na banicję
by krzyczeć i śmiać się
płakać i śpiewać
wyłącznie wewnątrz głowy.
Więc teraz wolę nie słyszeć nic prócz muzyki

lub ciszy nie skażonej
żadnym głosem ludzkiej mowy.


Ciekawe, czy ćma, która się już sparzyła
i fruwać zbyt szybko nie może
wycofa się przed ogniem,
przysiądzie przy świetle uważnie
czy zapomni, że już kaleka może?

sobota, 17 grudnia 2011

piękna groteska szkaradnych postaci


pozbyłam się resztek
siebie
spakowałam do plastikowego worka i wyrzuciłam na kompostownik
niech gniją z dala od nowego,czystego świata
iluzji

poukładane w kostkę myśli
pedantycznie oddzieliłaś od obcych szeptów?
wbiją ci żyletkę w serce, uciekaj tam, gdzie siedem księżyców nigdy nie zachodzi

tak tak!
mamy wspólne serce, jeden mózg,
parę oczu, płuc, macicę i wątrobę pełną robaków
wspólny ból, gardło i wspólne odbicie w lustrze

pieczołowicie zbieram łzy do probówki
urodzi się z nich geniusz niezrozumiany

pal licho moje dwunaste urodziny!
jestem sobie sterem i okrętem, szalonym kapitanem
podpalę ten świat upadły
zatańczę na własnym grobie
i obumrze w nas ostatnia zła myśl o potopie
ostatnia iskra nie-życia
zgaśnie.

środa, 14 grudnia 2011

rzecz o bożych urodzinach

nie nawracajcie mnie gwałtem
na oplutą religię mamony
nie chcę was oglądać, podsłuchiwać, szperać w waszej bieliźnie
nie chcę!

zostawcie mnie w spokoju, przestańcie wreszcie szeptać
oczy wasze puste zwrócone ku lepszemu jutru, w plastikowej latrynie

nieskalani mordercy własnych sumień
świętujcie w hiper-świątyni, markecie, z zakupionym pięciominutowym szczęściem zapakowanym pięknie, z kokardką i hoł-hoł merry christmas!

nie ma śladu po duchowości
wyprana w wizirze,
superbiel odporna na plamy z życia wzięte

niedziela, 11 grudnia 2011

migrenowa fatamorgana


życie mnie przegania,nie nadążam
za szybko chcę działać, czas przekroczył dozwoloną prędkość,
a ja stoję w miejscu z rozłożonymi bezradnie rękoma
z otwartymi ze zdziwienia ustami

nie lubię jeździć tramwajami
tam szeptanie mnie boli
spojrzenia bolą
w pędzie i stukocie nie można mówić o uczuciach
przytrzasną je drzwi, zadepcze nieuważny...
wbijam sobie paznokcie w rękę, zagryzam wargi, wyrywam kosmyk włosów
a nic nie przynosi ulgi
nie używam już żyletki do rozcinania bólu na pół
a słońce i tak mną gardzi
nie ma nikogo bliskiego, nikogo nie mogę dotykać, na nikogo patrzeć z czułością
pusto tu, ale czy cicho? O nie nie.
Cały czas słyszę za oknem szeptanie
głowa ciężko opadła na poduszkę, nie mogę jej podnieść
ból rozsadza mi czaszkę, ledwo widzę te wszystkie majaki
Czy migrena to kara za grzech, z którego nie chcę się nikomu spowiadać?

piątek, 9 grudnia 2011

Trainland


Pociągi.
bez lokomotywy
bez pasażerów
bez celu.
Szkielety wagonów,
świat wiszący w chmurach
nieudane torowiska
pusta kołyska, krzyk lalki
skład wykoleja się i spada...
zepsuta zwrotnica
Morfeusz dziwne historie opowiada.

środa, 7 grudnia 2011

klatka piersiowa Gorgony


Usta powinny być zaszyte
jeszcze nie umiem tego sobie uczynić.
Może jeszcze jutra mi brakuje.

Droga tylnymi drzwiami, zamkniętymi na kluczyk.
Uważnemu rzuci się on w oczy szybciej niż brak klamki.
I tego, że istotnie są na pół otwarte.

Teatr
pozorów
za obopólnym przyzwoleniem.

poniedziałek, 5 grudnia 2011

.

co boli bardziej?
złamany paznokieć czy złamane serce?
złamany ząb czy połamane skrzydła?
urwany film, czy przerwany sen?
Nie mogę sobie znaleźć miejsca,
w moim wlasnym swiecie go dla mnie nie ma.
Patrzyłam na Księżyc i szepcząc do siebie 'będzie dobrze, wszystko się ułoży"
miałam nadzieję, że Księżyc to potwierdzi swoim srebrnym uśmiechem.
A Fortuna znów ze mnie kpi, bo to nie nadzieja, która podobno umiera ostatnia
to już tylko ślad po niej,
siódma woda po kisielu,
fatamorgana.

poniedziałek, 28 listopada 2011

po co mi cisza?


otóż:
po co mi cisza?
okna otwarte
oczy otwarte
cisza nie istnieje!

wyjdźcie, zaszeptaliście mi całą przestrzeń życiową
pora wreszcie powiedzieć coś na głos?

setka myśli na sekundę
zrobiłam dziś coś, czy dalej trwam bezczynna?

zgubiłam coś lub kogoś?

najbezpieczniej mi wśród własnych
okien
luster
widoku które odbijają

dziś uświadomiłam sobie, że tuż po każdej przeprowadzce
pierwsze, co robię, to zapełniam ściany

by nie czuć się jak w kolejnej


przechowalni

niedziela, 27 listopada 2011

nienasycenie

Złośliwy demon rzucił na ludzkość klątwę nietrwałej miłości.
Nie może być inaczej.

Miłość cierpliwa, łaskawa, wieczna, nie unosi się pychą, nie szuka poklasku, nie zazdrości.
Taka miała być miłość w pierwszym, doskonałym, boskim szkicu.
I co się stało?
Człowiek wszystko spierdolił?

Wcześniej mi się wydawało, że cierpię z powodu samotności.
Lepiej jest już być nieszczęśliwą samej niż nieszczęśliwą przy boku bliskiej osoby, od której dzieli mnie milion lat świetlnych.


Miłość niecierpliwa, pożądliwa, zazdrosna jest.
Unosi się pychą, dumą i wybujałym ego.
Uderzy w twarz i zrówna z ziemią, zasiewając uprzednio ziarenko wstydu.
Bój się i na klęczkach oczekuj kary, bo nie znasz dnia ani godziny
kaźni
Potopione dzieci z miłości, duszą się w spermie wyrzuconej na twarz.
Czułe porno z zamkniętymi oczami, ciało znane na pamięć, dusza zimna jak lód.
Pieszczoty zostawiają siniaki
Pocałunki pochowane po kątach drżą ze strachu, że je ktoś odnajdzie
Ciemno
zimno
romantycznie.

piątek, 25 listopada 2011

antichrist


Dobre wspomnienia kłują czasem tak samo jak te złe.
Są takie chwile, kiedy wolałabym nie pamiętać, nie zapamiętywać. Nie myśleć.

Mogłabym mieszkać z kotami i wilkami w jakiejś górskiej, leśnej głuszy w chatce z bajki o Jasiu i Małgosi. Pisać i malować, rąbać drewno, chodzić na grzyby, grać na pianinie, choć nie umiem,oswajać kruki, zdziwaczeć, zdziczeć i oszaleć w samotności na własne życzenie.
Mogłabym być wolna i szczęśliwa w ten sposób.
Czysty egoizm: nikogo nie kochać, przez nikogo nie cierpieć i nikomu nie zadawać bólu. Nie pamiętać o niczyich urodzinach i nie obchodzić swoich, za nikim nie tęsknić, o nikim nie marzyć, o nikogo się nie troszczyć.
Umrzeć i śmiercią nikogo nie zranić.

wtorek, 22 listopada 2011

Dusza na wierzchu



a wewnątrz duszy ciało.

(o zgrozo)

ból-przyjaciel podstępem odbiera mi rozum
zapadam się w obce myśli

odrętwienie

obnażona do kości
do bólu naga
odbyłam podróż bez biletu powrotnego
na tamtą stronę siebie

i
ze zdziwieniem odkryłam
mechaniczne serce

i jego przestarzałe trybiki zapomniały jak się gra melodię życia
fałszują więc, grają ze słuchu
już mnie irytuje ciągłe nakręcanie i powtarzanie sobie
'wszystko będzie dobrze'
każde płuco oddycha innym powietrzem
każde oko ogląda inną przestrzeń
tak jak każdy włos ma inną długość
JESTEŚ SOBIE STEREM I OKRĘTEM
ale kapitan wypadł za burtę ha!

kupiłam wystarczającą ilość tabletek
by już nie odczuwać tak dotkliwie obnażonych tkanek.

poniedziałek, 21 listopada 2011

Lady Fear



Czego się boisz?
tak najbardziej na świecie?

cieni
duchów
pająków
ciemności
taty
mamy
wojny

siebie
ludzi
spojrzeń
fatamorgany
uderzenia zębami w twardą powierzchnię
życia



Uciekam daleko
na wspak, potykam się o cudze spojrzenie
trzask!
potrzaskałam się.
Gapię się tępo w okno tramwaju i myślę, że jeśli zasłonić twarz włosami, to nikt nie zauważy tony łez zatapiających mi gardło i pokaleczone wargi.
Ale wszyscy szepczą moje strachy. Wolę nie odwracać wzroku od jakże interesującej mnie SZYBY.
Zajęłam głowę nierealnymi marzeniami o tym, że kiedyś nie będę musiała się bać.
Pomogło.

niedziela, 20 listopada 2011

scary monster


połamane

skrzydła
paznokcie
zęby

dusza

Uderzyłam ustami w piwniczny stół
polała się krew
straciłam spory fragment reprezentatywnej jedynki i resztki godności.
kapiąca krew, mój lament i swój widok w lustrze: zakrwawiona twarz, rozcięta warga, braki w uzębieniu...

Wczorajszy dzień mógł wyglądać zupełnie inaczej.
A ból psychiczny przeszywa mi czaszkę. I tylko w snach na chwilę znalazłam ulgę.

Łykam łzy na zmianę z alkoholem.

Jestem bezbronna, moje przerażające drugie JA nieustannie mnie atakuje. Obraża.
Przezroczysta ektoplazma, wypełnia drugi i trzeci plan.

A na pierwszym ja-potwór.

poniedziałek, 14 listopada 2011

Życie to gra


Wszystko mnie boli. Sesja się udała, choć moim zdaniem za dużo było modelek, za mało miejsca i światła za mało.
Żaden ze mnie fotograf, ale udało mi się uchwycić kilka ciekawych kadrów.
Było ciekawie, może trochę smutno, dziwne zawsze mi się wydawało, ze sesje zdjeciowe to zabawa. I jeszcze taka sesja: przebieranki, udawanie, gra w karty, kieliszki, fortepian, pusty klub... A tu zdziwienie. Czułam presję, że powinnam fotografować wszystkich, podczas gdy miałam wrażenie, że niektóre dziewczyny nie chciały być fotografowane (sic!). Może to było tylko moje wrażenie, nie wiem. Efekty jednak są zadowalające. Zdjecia może nie są profesjonalne, ja przecież się na tym nie znam, ale kilka kadrów jest interesujących. Oddają zupełnie inną atmosfere. I o to chodziło.
Po sesji poszliśmy na pizzę i piwo do Dragona. Już wcześniej tam byliśmy czekając na dziewczyny ubierające się w wielkie suknie z halkami szyte przez Lucynę. Przed moimi oczami siedział chłopak z czapką na głowie, któremu tatuaże ozdabiały ręce i szyję. Po powrocie do Dragona okazalo sie, ze ów pan dalej tam jest. On i jego koledzy. Nie byłabym sobą, gdybym nie skorzystała z okazji do zawiązania znajomości z trzema fanami R+. Wieczór spędziłam w towarzystwie Żaby, Saszy i jego dwóch kolegów. Pan z tatuażami pochodził ze Szkocji, nie pamiętam jego imienia. Sasza to Słowak, a trzeci pan w dreadach do ziemi prawie - Szwed. Dziwne towarzystwo, ale wesołe. Wróciłam z Żabką, taksówką, o 2 w nocy. Zaspałam do pracy, wzięłam urlop, ale nie żałuję. Jak zwykle. Przecież pozytywnych rzeczy żałować nie należy.

Special thanks to:
Marek (za wyciągnięcie mnie z domu), Lucynka (za organizację sesji), Agnieszka "Żaba", za towarzystwo i pomoc w powrocie do domu, Sasza (za bycie totalnym słodziakiem, nie będziesz mnie raczej pamiętał, chociaż może...).

niedziela, 13 listopada 2011

audience


Przemeblowałam sobie pokój.
Poprzestawiałam, wywróciłam do góry nogami
i do góry brzuchem.
Portret Alkazza wrócił do łask.
Zapełniam pustkę ściany dziwnymi malowidłami.

Idę dziś robić zdjęcia. Nie wiem czy się odnajdę w innej rzeczywistości niż ta tutaj, 4 ściany słuchające miauczenia kotów i mojego śpiewu. Tak, śpiewam do siebie, bo to mniej dziwne niż rozmawianie na głos z aniołami.

Najchętniej zostałabym w tym moim małym azylu wydrapanym przez koty.

mrrrmrrrrmrrrrmrrrrmrrrr

piątek, 11 listopada 2011

dlugie minuty w oczekiwaniu na bukiet pożegnań


nie do twarzy jej ze smutkiem
z uśmiechem też nie

długie minuty w hurtowych ilościach przepływają gęstą smołą i doczołgały się już do wieczora

Czytam magazyn psychologiczny. Rzecz o dobieraniu się w pary: "Bliskość prawdziwa,nie ta wyłącznie seksualna jest towarem wrecz deficytowym". Mhm, a bliskość nieprawdziwa to ta, gdy inny człowiek za bardzo przysunie się w tramwaju, bądź zwiedziony pozorną atrakcyjnością obudzi się nazajutrz obok w łóżku?
Sytuacja powinna się powtórzyć, bo żeby nie uchodzić za pannę 'na 1 raz' aranżujesz kolejne spotkanie...ze śniadaniem rzecz jasna.
Czytam dalej: "przeciwieństwa się przyciągają 'exotic becomes erotic'
empatia, złość, para na rafie, konflikty, szczęście
itd. Należy szukać osób empatycznych, panujących nad sobą. Wystrzegać się narcyzów, despotów i emocjonalnych wulkanów. Żyjemy w kulturze, gdzie posiadanie atrakcyjnego partnera decyduje o naszej wartości. Człowiek samotny jest człowiekiem z gruntu wybrakowanym, wręcz BEZWARTOŚCIOWYM .

Jeszcze mi bardziej pusto. Chce mi się wymiotować.
Mentalnie zwymiotowałam wszystkie swoje roszczenia wobec życia. Nie mam na nie recepty ani żadnego logicznego argumentu by je kontynuować. Robię to chyba z lenistwa i strachu przed koniecznością podjęcia decyzji: co dalej?
Otóż: nic.
Mści się na mnie karma. Anioły milczą, słyszę już tylko podszepty bytów, których nie umiem nazywać. Same sobie nadały imiona: Lęk, Cisza, Chichot. Szum w uszach staje się nie do zniesienia. Przespałam pół dnia, trudno będzie zasnąć bez 'wspomagacza'. Nie mam już minaseryny ani nawet piwa.
Cóż...
Podbiję serce mojego wroga, skoro przyjaciele mi mówią, że serc nie mają...

czwartek, 10 listopada 2011

unloved


Las, stare dworki, historie o duchach, trochę alkoholu, praca, sielanka, tańce i przebieranki. Chalin, wyjazdowe warsztaty.
Wszechobecne krakanie kruków, wczorajsza mgła, sen bijący skrzydłami w czaszce tak mocno, że czuję go do tej chwili. Boli mnie kręgosłup. Przedźwigałam się trochę. Asia nie jest najlżejsza, ale w końcu jechałam tam m.in dla niej.

Powrót do rzeczywistości zabolał wizją spędzenia długiego weekendu w samotności, w zakorkowanym, brudnym mieście.

Chciałabym teraz nagle zamieszkać w takiej leśnej głuszy. Zaszyć się. I żeby mnie nikt na siłę nie wypruwał.
Tak bardzo brakuje mi kogoś bliskiego...
Bliskiego po-prostu. Kogoś, komu można opowiedzieć sen, kogoś kto opowiada ci tą samą historię setny raz, a ty słuchasz bez cienia zażenowania, kogoś, kogo nie trzeba przepraszać za to, że się za bardzo otworzyło.
To już nie jest tylko uwierająca tęsknota.
Ignorowanie własnych potrzeb owocuje kolekcjonowaniem bezsensownych, seksualnych doświadczeń, niepotrzebnych rozterek i trwaniu w poczuciu bycia niegodną jakichkolwiek pozytywnych uczuć, w tym miłości.
Czuję, że znów oszukałam samą siebie. Że to takie żałosne, że nie potrafię żyć sama dla siebie, z dnia na dzień, z lekkością cieszyć się słońcem, znajdywać małe okruchy szczęścia, brnąć naprzód, dążyć do celów,...
tylko jaki sens ma radość, gdy nie ma się z kim jej dzielić?

Jest mi źle i nie mam bladego pojęcia dlaczego nie umiem sobie z tym poradzić. Do kogo mam się zwrócić po pomoc, by chociaż jeden wieczór spędzić w spokoju, bez łez. Żałosne...

poniedziałek, 7 listopada 2011

Ćma w płomieniach



Przeklinam. Skutecznie i na wieki.
I nie chcę wrócić do swiatła, boje sie być jeszcze bardziej przezroczysta, ktoś mógłby mnie [nie]chcący wdeptać w ziemię.

Samounicestwienie jest objawem najwyższego honoru i aktem najczystszej woli.
Zresztą usankcjonowane prawnie samobójstwo istniało już od pradawnych wieków wśród ludów dzikich i w dawnych kulturach wschodnich:
Według tradycji japońskiej dusza mieściła się właśnie w brzuchu, gdzie też, jak wierzyli, umiejscowione były uczucia. Rozcięcie brzucha miało być dowodem niewinności samobójcy i okazania szczerości jego zamiarów. Po śmierci był oczyszczany ze wszelkich zarzutów.
"
Nie zgadzam się z opinią, że każde życie jest najwyższa wartością. Czasem należy poświęcić coś dla czegoś. Wiele bytów robi to bez przysłowiowego 'mrugnięcia okiem'. Samice dają się pożreć larwom - dzieciom, samce - samicom w celach prokreacyjnych, męczennicy poświęcają się dla dobra swoich ideałów, głupcy giną z głupoty, cierpiący skracają sobie cierpienie wbijając w żyły żyletkę albo połykając truciznę. Ten kto poluje musi liczyć się z faktem bycia kiedyś upolowanym, a ten co żyje, musi pogodzić się z faktem, że umrze i jest to wyłącznie kwestią czasu?

Czy ćma popełnia samobójstwo spalając się w płomieniu świecy, czy tylko nie wyczuła zagrożenia w swojej ćmiej naiwności? A może poświęciła życie w imię sekundy bycia w samym centrum ciepła?

Chciałabym przeżyć jedną chwilę światła, choćby miała trwać minutę. Powiedzenie 'teraz mogę odejść w spokoju' byłoby spełnieniem moich marzeń.
Nie będę już białą kartką.
Nie zacznę od nowa..

ale wolą moją jest ostatnią
płonąć przez chwilę
niż całą wieczność tkwić w bezpiecznej bryłce polodowcowej obojętności.

niedziela, 6 listopada 2011

myśli nieprzezorne


bliżej mi do Madonny
opustoszało moje wnętrze
płuca - rezydenci
pożyczone serce
niemoje oczy
zaszyte usta
zwymiotowały duszę

krzyk bólu
siniak na udzie
krzyk rozkoszy
poplamione spermą gardło
głuche modły
za ciężkie grzechy
za ciężkie powieki
źrenica pośrodku czoła
klekot przestrzelonej głowy
udręczony orgazm


gwiazda jednego sezonu
z niewyparzonym językiem
bez twarzy i nazwiska
bezpiecznie

na dnie

hangover



Utknęłam w punkcie.
Ciasnym i martwym.
Nie wiem jak dalej żyć.
Uciekać? Ale przed czym? Przed sobą i tak nie ucieknę.

Boli mnie całe ciało. Kot-krewetka leży i mruczy. Ot niefrasobliwości. Takiemu to dobrze. Ogarnia mnie kac. Moralny. Że marnotrawię czas. A czas to pieniądz. Nie mam pieniędzy, ale mam czas. Czy jestem zatem bogata?
Otóż jestem bogata w czas.
I marnuję go na myślenie o dupie-maryni. Moich niekonstruktywnych, niszczących wątłe ego przemyśleń nie da się nawet zapisać. Cały czas oscyluję wokół chcenia przy całkowitym braku jakiejkolwiek aktywności. To pewnie przez brak jasno wytyczonego celu. Nawet gdybym zdecydowała się na ucieczkę, to byłaby to ucieczka donikąd.
Chciałabym pracować z ludźmi, projektować tatuaże, albo rozwozić mleko bylebym miała dostęp do czystego powietrza, morza, słońca i zdołała zaakceptować samotność.
Wczoraj znów odezwały się duchy. Krzyczały coś czego nawet nie powinnam sobie przypominać. Po przebudzeniu kołatało mi w głowie tylko tępe 'nie zasłużyłam'.
Na co nie zasłużyłam? Na szczęście, miłość, zainteresowanie, bycie dla kogoś ważną, nie zasłużyłam na bezpieczeństwo i wolność od bólu. Na to wszystko trzeba sobie zasłużyć, a ja tańczę z diabłem nieustannie. Stoję pośrodku siebie i ani myślę ruszyć naprzód. Jestem do szpiku kości żałosna.

środa, 2 listopada 2011

Żyję na złość aniołom



innym na przekór.

Na złość zegarom
przestrogom
motylom
ćmom,
dziwkom
księżom
OM

i sobie samej
żyję na złość

świat zły
złość swą namiętnie pokazuje
kalecząc mnie i miażdżąc wnętrzności
aż mi mózg wypływa
tracę zmysły, o ile kiedykolwiek przy nich byłam
i robię rzeczy, które uznawane są za brudne i szkaradne

a ja tylko miłości żądam
i niczego więcej
ani niczego mniej

i nie brak mi przy tym tupetu
ale brak nadziei
zwymiotowałam ją razem z lekami kilka tygodni temu
już nie przyjmuję żadnych trutek na szczury
ani żadnej wiary w płynie
przed snem. Nie chcę się uzależnić od własnego uśmiechu w lustrze, żeby mnie łzy nie zatopiły.

Śnię na złość aniołom.
Sny barwne i spokojne.
choć nie godna jestem ich skrzydeł
wzbijam się ponad stratosferę iluzji
i budzę się
do życia

przekornego.

wtorek, 1 listopada 2011

między światami



między palcami
między słowami
wierszami
snami a jawą
-zjawą

między chmurami
między ziemią a niebieskimi zastępami
gwiazd

kości pod stopami

a tak między nami
między nimi, wami

między innymi
ważnymi pytaniami

daleko ulatuje dusza
czy tkwi
między światami?

czwartek, 27 października 2011

dum spiro, spero


gdybym miała moc nazwania słowami tego, jak się teraz czuję
mogłabym to wyobrazić sobie
a później namalować
byłoby to pewnie dzieło mojego ćmiego życia

kiedyś zastanawiałam się, czy to, że widzę, że niebo jest niebieskie i powietrze pachnie deszczem, to obiektywny fakt, czy tylko ja używam takich słów dla okreslenia mojej prywatnej fatamorgany.
Teraz nie umiem nazwać tego, jak postrzegam otoczenie
swoje uczucia
ich brak

ktoś by to nazwał postawą 'od'
a ja 'do'
do wnętrza

podróżą do krateru zwanego 'ja sama'

gdzie po zewnętrznej stronie mamy mniej lub bardziej estetycznie opakowane (rzecz gustu) stworzenie płci żeńskiej,
nazwijmy to dziewczynę pełną nadziei, borykającą się z normalnymi problemami, przebojową, trochę zagubioną... (tak mnie oceniono)
a co widzę ja od wewnątrz?

małe pełzające po kościach robaczki
już dawno powinny sobie pójść
ich robota skończona
a jakby czekają na odrodzenie i ciąg dalszy

nic się nie zmieniło nadzieja śpi snem nieprzebudzonym
niby nie umarła
ale co to za żywot...

środa, 26 października 2011

north Island

...i napełniło się serce moje
treścią aorty gęstą i lepką
zmysłami niewyczuwalną

głupio mi oddawać nadzieję przed życiem
to jakby nie dać się narodzić
by zaoszczędzić powietrze...

poniedziałek, 24 października 2011

tortury

Gęsta para iluzji
rozmyła się niczym sen
kac moralny pojawił się dopiero dziś
powinnam usłyszeć, że
zachowałam się źle folgując swoim potrzebom
nie zasłużyłam na żaden przejaw miłości, nawet tej czysto fizycznej



ale nie słyszę nic

tylko
boli mnie odpoczywanie
nienawidzę swojego umęczonego ciała
teoretycznie sprawne
poorane sznytami i zbyt mocno unerwione
nie spełnia swojej funkcji dzbana na duszę
dusza z niego ucieka przez wyżłobione żyletką szczeliny
i nie daje się ani zaszyć
ani zakleić
żadną formą zamiany



'męczarnie'
'samotność'
'błądzę'
'boli'
'oddychaj'

moje ulubione zaklęcia-przeklęcia
taplam się w nich
jak Wenus w białej pianie
nic
niczego,
niczemu,
nikogo
po nic


:)

na szczęście moje nie uwierzyłam,
że coś się zaczyna zmieniać na trwałe
więc nie upadnę już niżej

na chwilę stałam się kobietą
w obcych oczach, w obcych ramionach
czymś czym nie jestem, ale to beznadziejne uczucie chyba mija
spełnia się przepowiednia,
którą klną złe anioły:

słyszę jak mi krew z aorty wypływa
i napełnia serce
kolejną porcją niechcianego życia..

niedziela, 23 października 2011

niedotykalna


Jednak pozwoliłam się dotknąć.
Dotyk mnie zabolał, ale inaczej.
Teraz ból kojarzy mi się z przyjemnością.
Nieco perwersyjną i wbrew wszelkim zasadom

(moim
twoim, ichniejszym, niepisanym)


ale się poddałam czemuś silniejszemu
i komuś jednak pozwoliłam się dotknąć.

To wbrew zasadom, byłam chwilę naga i nie było mi wstyd
że nie uciekałam wzrokiem
tak jak dziś

blaszane drzwi zatrzaśnięte z hukiem
kto wie, czy nie obiją się od ich skamieniałej framugi.

czwartek, 20 października 2011

Insect closely related to butterfly



Przekonaj mnie do realności swoich majaków,
zamknij mi oczy tak, żebym ich więcej nie otworzyła
siłą nawet i pod groźbą
(na zło i pieniądze)
zgrzytami zębów zagram ostatnią serenadę
lalki diabła

ze skrzydłami od świec popalonymi
czekam

to są moje narodziny i moja śmierć
a Wy - widzowie: patrzcie.


środa, 19 października 2011

pain

akatyzja
aka-tyzja
boli mnie całe ciało
boli mnie odpoczywanie

myślę, że wyzdrowiałam, nie boli mnie już dusza
tylko moja lodowata samotność
ale gdy wyrzucę moje (o ironio) pigułki szczęścia
wtedy powróci moja drobna,
żelazna przyjaciółka

właściwie to ona nigdy nie odeszła
obiecuje tylko, że zapisze ładniejszą historię na moim ciele
ale nie zatrze starych

każda blizna to opowiadanie
nowela
powieść
i fraszka

a mam ich dziesiątki

to źle?
przecież nikt mnie już nie dotknie i tak

wtorek, 18 października 2011

.


skąd we mnie pomysł, że nagle ozdrowiałam
przecież to co mi się ostatnio dzieje dowodzi tylko tego, że mi narosła kolejna
maska

i sama się przed sobą zwierzam
ciągnę siebie za język
żeby unaocznić prawdę jak śnieg oczywistą

i tłumaczę się sama przed sobą z tych słabości
do których tak trudno mi się przyznać
i których znaczenia nie doceniam

i obecność historii cierpienia
wyryta na Bogu ducha winnym
ciele
przeraża moją wyobraźnię na tyle
że nie prorokuję tu nic innego


oprócz Samotności

bezbronnej i z kotami śpiącej

.

Za słowem tłukącym mi się w głowę
wtedy gdy nie mogę ich zapisać
obrazy, których nie widzę
bo oczy akurat mam zamknięte
za dźwiękiem zagłuszanym przez niepotrzebnie włączony telewizor
perła za szafką, bezpieczna w kącie pełnym kurzu
za pamięć nietrwałą
i książki za wcześnie oddane do biblioteki, bez możliwości przedłużenia terminu oddania,

za ciebie
za nią i za niego

za chwilę nieuwagi
i lód na drodze na początku grudnia.

sobota, 15 października 2011

Rozklejony czas


Czas się rozwarstwia.
Wczoraj spędziłam najdziwniejszy wieczór w moim życiu. Zrobiłam kilka rzeczy, których nie robiłam wcześniej.
Zniszczyłam kartę Tarota, a tym samym całą talię uczyniłam nieprzydatną. Nie wiem jakie będą konsekwencje zniszczenia czegoś, co zawsze darzyłam jakimś dziwnym niewypowiedzianym szacunkiem.
Pojednałam się z dawną przyjaciółką i pozwoliłam się odwieźć do domu nowopoznanemu mężczyźnie.
Napisałam smsa do Ł., że przyjaźń nie umiera nigdy. Odpisał "tak jak miłość". Poczułam dziwne ukłucie, ani przyjemne ani nieprzyjemne. Chyba jakieś drzwi są niepotrzebnie otwarte albo niepotrzebnie zamknięte..

Ale to było wczoraj. Dziś wstałam niemal niema z gardłem w dymie papierosowym. Za dużo alko przetoczyło się wczoraj przez moje ciało.
Teraz siedzę sobie ze współlokatorami i popijam piwo. Najchętniej poszłabym spać, ale obiecałam, że trochę posiedzę.
Wcielam w życie dewizę, żeby żyć tak, żeby niczego w życiu nie żałować.
i nie żałuję. Tylko, że czegoś jakby brak. Wypieram się rzeczy oczywistych. Udaję przed sobą mądrzejszą niż jestem. Albo głupszą niż jestem. Wiem, że nic nie wiem, za dużo myślę, za dużo widzę, za dużo.

"Jaka róża taki cierń" ten utwór teraz słuchany
dla mnie brzmi jak list pożegnalny.
Nie chcę żyć w zimnym szklanym świecie.
Mam na niego zbyt miękkie tkanki.

ale Fortuna głucha jest na 'nie'.
Napiszę więc inaczej: niech się spełnią moje sny
o czasie rozklejonym.

czwartek, 13 października 2011

sen

Jak intruz w domu bez drzwi i klatek schodowych,
wpadałam przez dziuple wprost do obcych sypialni. Nikogo tam nie było.

Widziałam procesję i pusty kościół
cmentarz jaśniejący od zniczy, jak w czasie święta zmarłych.
Zabrano mnie stamtąd. Ktoś robił mi zdjęcia w wodzie i na dziwnym pomniku w kształcie Krakena.
Wspięłam się na najwyższą część tej dziwnej rzeźby i zorientowałam się, że nie mam na sobie ubrania. Nie pozowałam do zdjęć. Chciałam stamtąd zejść i nie spaść. Udało mi się zejść patrząc na mój cień, potem wskoczyłam do wody, z której nie mogłam już się wydostać. Kiedy wypłynęłam nie było już ani jego samego, ani jego czarnowłosej krótko ostrzyżonej towarzyszki, ani dziwnego pomnika, ani moich rzeczy. Widziałam kobietę frunącą kilka metrów nad ziemią, ubraną jak panna młoda, z rozłożoną białą parasolką w ręku. Goniłam tę kobietę zbierając za nią czerwone główki kwiatów róży. Oddałam jej te róże a ona jedną przypięła sobie do sukni a resztę po prostu wyrzuciła.
Obudził mnie księżyc świecący prosto w twarz.
Zasnęłam ponownie. Spałam w szopie zamykanej na szyfr, jedyną moją rodziną były trzy dorastające koty: niebieski, rudy i czarno-rudy z wielkimi błękitnymi oczami. Ten ostatni uciekł w czasie pożaru fabryki przy której mieszkałam. Było tam mnóstwo dzikich kotów. Mój błękitnooki chciał zdziczeć także. Uciekł. Szukałam go, pytałam o niego, ale ludzie się tylko śmiali, że szukam kota w miejscu, gdzie są ich setki i mogę sobie innego przygarnąć. Poparzyłam sobie ręce o rozżażone blachy. Zobaczyłam jak ucieka przed samochodem na drzewo. Chciałam go z niego zdjąć, ale mnie podrapał i ugryzł. Nie poznał mnie już. Zaczęłam mu tłumaczyć kim jestem i chcę go zabrać do domu. Dopiero wtedy dał się zdjąć z drzewa.
Postanowiłam wyprowadzić się z tego dziwnego miejsca. Zapakowałam wszystko do samochodu. Książki, obraz ze schodami (???) kosmetyki, portfel, ubrania, wszystko wrzuciłam do bagażnika. Koty na przednim siedzeniu.
Chciałam wyjechać w niekonkretne miejsce. Wróciłam po coś do szopy, poszłam do toalety przed odjazdem. Nie zamknęłam samochodu. Jak wróciłam zobaczyłam dwójkę ludzi wyrzucających wszystko z bagażnika. Zaczęłam wzywać pomocy, oni nie uciekli, nie speszyli się nawet. Nie reagowali. Dopiero jak chciałam ich powstrzymać mężczyzna uderzył mnie i upadłam na ziemię. Jakiś facet przybiegł z pomocą, potem była policja oddająca mi moje rzeczy. Wróciłam, ale kotów nie było. Nie pamiętam czy je znalazłam...

środa, 12 października 2011

gra o wszystko i nic

Moja niezapłodniona macica dała o sobie znać zupełnie bez ostrzeżenia. No i zepsuła mi wieczór i humor.Księżyc podglądał mnie całą noc i jak się rano po ciemku ubierałam. Dziwne sny tłukły się w głowie całą drogę tramwajem, samochodem i przy kawie. Chyba jakoś opustoszałam. Dziwi mnie tylko ten uparcie nie najgorszy nastrój, nic mnie nie stresuje (a powinno), nic nie wyprowadza z równowagi, nawet tego inspirującego, twórczego bólu nie czuję.
Nie czuję nic.
Magda poszła na randkę. Ubrana jak na randkę przystało, zestresowana i spóźniona. Idzie na przystanek i już dwa razy zdążyła do mnie zadzwonić. Nie wiem po co to wszystko opisuję. Same nieistotne, nikomu na nic nie przydatne banały. Już nie mam mistycznych przemyśleń odnośnie aniołów, duchów i najjaśniejszych bytów. Duchy mnie opuściły, nawet im stałam się zbędną.
Nie marzę już o tragicznej śmierci i cichym pogrzebie. Nie projektuję sobie nagrobka tylko tatuaże zakrywające blizny po żyletkach. Nie cierpię z powodu nieodwzajemnionej miłości, nie mam nadziei na inną. Marzę jeszcze czasem o tym, by w czasie snu móc się do kogoś przytulić, ale nie zazdroszczę, nie współczuję, nie gardzę. Nawet się nie masturbuję i nie brakuje mi seksu. Nic nie czuję właściwie.
Można by pomyśleć, że za dużo tu 'nie' i tak naprawdę jest dokładnie odwrotnie. Że jestem "nieszczęśliwą, zawistną, samotną zgorzkniałą, hodującą koty trucizną ludzką". Tak czasem mówią o mnie Duchy. Kiedyś się tym bardzo przejmowałam, wierzyłam im i łkałam z twarzą w poduszce. Mieszały mnie z błotem i mieszały mi w głowie.
Szczęście innych mnie czasem mija i patrzę mu w oczy radośnie. Gorycz osładzam dużą ilością czekolady więc chyba też jej tak bardzo nie widać, albo tylko się tak pocieszam.
"Ważne jest to, co TU I TERAZ. Bez oglądania się wstecz, bez beznadziejnego patrzenia w przyszłość. Jest jak jest i jeśli taki stan rzeczy mi nie odpowiada, to małymi posunięciami należy dążyć do zmian".
Znam swój słomiany zapał, więc już nie obwieszczam swoich genialnych oświeconych pomysłów na modernizację życia zanim zabiorę się za ich realizację. Nie zdradzam już marzeń. bo zdradzone nie chcą się spełniać. Chyba trochę dojrzałam.Tylko nie wiem jeszcze do czego.

poniedziałek, 10 października 2011

nie ma mnie we mnie nie ma mnie


Nieznośna lekkość bytu
to nie to, że mi egzystencjalny ból daje się we znaki
i czas mi przez palce przecieka.

Czas jest na zmianę okrągły i długi
pokruszony i zakurzony;
ważny i nieistotny; biały i cienki jak pajęczyna,
mam dwieście i piętnaście lat;
dwadzieścia siedem i czterdzieści dziewięć jednocześnie.

Kto powiedział, że każde poszukiwanie kończy się odnalezieniem?
Nie wiem, czy tak się objawia śmierć nadziei?
Że wszystko obojętnieje? Mętnieje?
Nie chcę być letnia, już wolę spłonąć albo zamarznąć. Ciekawe czym sobie zasłużyłam na taką karę za życia. Że jestem ćmą, której nie jest dane się spalić w płomieniu świecy, tylko o nim marzę nieustannie.

Najbardziej mi chyba przeszkadza to, że mimo dobrego samopoczucia psychicznego nic mnie zupełnie nie porusza, nic nie jest w stanie mną wstrząsnąć, zachwycić.
Wszystko jest jak odgrywane w teatrze, pompatyczne, wszystko udaję, wsztystkie reakcje i emocje. Nic już nie jest mną ani nic nie jest moje.
To gdzie jest moje szczęście,
skoro mnie we mnie już nie ma?

niedziela, 9 października 2011

pokruszone chwile



Oddzieliło się słońce od mgły
i wrony kraczą na niby.
Cisza ta mnie broni przed krzykiem.
Ile mam trwać w tym niepewnym czasie
po brzegi pełnym w pytania?
odpowiedzi rozpadły się na nic nie znaczące słowa.
Wiele z nimi kłopotu, a dramat niegramatyczny.

Sen co mnie nieraz nawiedzał
podszepnął melodie niezapamiętane i za każdym razem inne.
I nuciłam je w lodowatej piwnicy schowana,
czekając na świat latami. A świat się o mnie nie upomniał.
I umierałam co noc na nowo, ciągle czekając na budzik.
I włosy mi kurz pokrył, i srebrne się stały me oczy.

Nie wierzę odbiciom w lustrach.
Maskom szkaradnym w kłamstwa przybranym.
Słowa ciemnieją i rdzą zachodzą. Spluń mi w twarz obelgą jak pocisk żelazną.
Twarz moja kamienna, wszystko jest lichym wspomnieniem.
Siedzę sama w tawernie z wczorajszego snu.
Dopijam ostatnią kroplę...

sobota, 8 października 2011

[bez tytułu]


fot.: Daenerys Targaryen (E.Clarke) i nowonarodzony Drogon "Game of Thrones".


Moja głowa to dom szeptów nocnych motyli.
To nie metafora, lecz fakt.
Nie zakłócę niczym tej dziwnej ciszy
nie-ciszy.
Ale posłuchać można. Wszak czołówka pięknie
steampunkowa.

piątek, 7 października 2011

Sopor


Udaję mnie i ją udaję.
Naśladuję i odgrywam
rolę niemoją.


A co jest moje?
Szeptanie, które słyszysz ilekroć jadziesz tramwajem i zatapiasz sie w myślach.

Ktoś strzela z wiatrówki do jedynej miłej i szczerej istoty, a ja kule zatrzymuję siłą woli. W lufie.
Ludzie nie latają?
Zmysły śpią odurzone obcymi perfumami.
Obce dźwięki docierają do uszu.
Dumne barwne motyle trzepoczą skrzydłami chcąc zmienić bieg czasu.
A mnie pozostaje tylko zegara martwego tykanie
i wsłuchanie się w rytm bicia serca
niemojego.

środa, 28 września 2011

bez tytułu na dziś i wczoraj

tysiąc jedna myśl zdruzgotała mi głowę
gdyby mój mózg mógł wymiotować
wydałby w materię bezcielesne zwłoki
coraz dalej
coraz ciszej
coraz głębiej
pękniętam

i niby mi słońce twarz ogrzewało
i to, że gaz żrący krtań zapalił w autobusie zatrutym jakby nie wybiło mnie z rytmu
i miałam chęci by zrobić coś z tą resztką czasu jaka mi pozostała
a teraz czuję tylko jak gniją mi wnętrzności
i leżę sobie na lewym biodrze
i lodowate szpilki wbijają mi się w kręgosłup moralny.
Od miesięcy jęczę w spazmach z przerwami na rekonwalescencję krótkimi niczym kac.
Zasznurowałam ciasno wargi i postanowiłam tak zasznurowana wzywać pomocy. Masochistycznie. Krew zalewa mi gardło.

Nie chcę się już zastanawiać co mi się stało w życie.
Czy jestem patologią czy mieszczę się w normie.
Nie przeciągam struny, nie przeważam szali.
Obronię się sama przed sobą i swoimi demonami.



albo i się nie obronię

milczenie
złoto w jakie zaopatrzyły się rzekomobliskiemi osoby
i dźgają mnie tymi złotymi mieczami i spojrzeniami
kto jest groźniejszy? Obcy czy znany?
wymieszane ciemność i głupota
fałsz i konsternacja
elegancka sałatka
słowna i merytoryczna.

wtorek, 27 września 2011

dziwy


zastraszone
zakurzone
zaniedbane
w kącie

kątem oka
widzi wypływające z oczu
łzy pokonanego wroga

wrogi świat
rogata bestia
zakurzony czas
zepsuta klepsydra

pajęczyna między rzęsami
podwójnie pęknięty krzyż kamienny
jedno ramię nagie
bosonoga prawda

nie ma luster
słychać szepty kaloryferów
aniołom odebrało mowę
od nadmiaru spojrzeń

kątem oka.

ordo

Wczoraj wieczorem wypiłam napar z chmielu i połknęłam tabletkę na sen. Ledwo wstałam z łóżka. Najchętniej zamotnowałabym sobie wiadro z wodą na sznurku nad głową albo spadający garnek, albo koguta, żeby mnie codziennie skutecznie wybudzał.
Prawda jest taka, że ból mój jest stąd, że dusza jest niedopasowana do ciała. Kiedyś dusza z mojego ciała uleciała, a na jej miejsce przyszła inna. Nie czułam różnicy, identyfikowałam duszę z ciałem i odwrotnie, nie było żadnych zgrzytów.
Chyba coś się zaczęło zmieniać, bo od jakiegoś czasu nie pasują do siebie.
Czuję moją duszę osobno i ciało osobno. Ból ciała jest też inny i nawet chyba bardziej znośny, bo znany i przewidywalny. Ciało się goi, a dusza nie chce.

Nie lubię jeździć tramwajami, dziś cały czas biło mi serce i miałam wrażenie, że zaraz wejdzie do tramwaju ktoś co zrobi coś bardzo złego, np. zastrzeli kogoś albo poderżnie gardło. Unikałam wzroku mężczyzn, ale dwaj patrzyli na mnie uporczywie i jeden przekazał mi telepatycznie, że mam wysiąść z nim dwa przystanki dalej. Wystraszyłam się i udałam, że nic nie słyszałam. Dwa przystanki dalej ten facet wstał i stanął przy wyjściu, ale cały czas się odwracał czekając aż wstanę, to było potworne!!!! Czego oni ode mnie wszyscy chcą? W co ja się zmieniam???????
Nie wiem teraz czy moja jaźń związała się z duszą czy z ciałem, bo ciało jest przecież zdrowe, ma się całkiem dobrze, a dusza jest pokarana cierpieniem i cierniami cienia.

niedziela, 25 września 2011

post mortem


Kolejny dzień spędzony w łóżku. Prawie nic nie jem, nie chcę nikogo widzieć, nic robić, mam pustą głowę.

piątek, 23 września 2011

Ballada o Niewidzialnych


Prostymi słowami
choć to nie one najważniejsze
w miejscach, gdzie światło ma kolor istniejący tylko w snach

językiem dawno nie używanym
splątane drogi księżyca drogą

wolność
głosy
szepty
piski

Niewidzialni chcieli mi podyktować balladę o sobie, pisałam i pisałam, a dziś ktoś ukradł ten fragment rzeczywistości. Nie mogę znaleźć tego, co pisałam wczoraj. to okropne.
Boję się okropnie że ten kto to ukradł teraz będzie
Niewidzialnych prześladował i wszyscy jeszcze bardziej będą mnie nienawidzić!!!!!
Jak sobie poradzić ze znikającym odbiciem w lustrze? Jak patrzę kątem oka, to nie mam połowy twarzy i nie wiem o co chodzi.
Nikt się do mnie nie odzywa, cały dzień siedze w pokoju, nic bym nie zjadła gdyby nie Magda, ktora zrobila nam obiad. Mam okropny przymus machania nogą, przez co niechcacy kopnęłam Alexandra
Nawet koty mnie znienawidzą niechybnie. Boję się wyjść z domu, wczoraj zdjelam sweterek i wspollokatorzy zobaczyli moje bliznny na rekach. Dobrze, ze mialam grube rajstopy i nie widzieli tych na nogach. Musze cierpiec, nie mam innego wyjścia.

wtorek, 20 września 2011

Frankenstein


Nie zniosę wiecznego poczucia winy i nienawiści do samej siebie. Tak nie da się żyć.
Wszędzie tylko złe spojrzenia, raniące słowa, lodowaty chłód albo fałsz.
A ja nie umiem się już w tym świecie odnaleźć, każdy nawet niedotyczący bezpośrednio mnie konflikt rozładowuję na sobie, muszę cierpieć a to i tak nie przynosi efektu, bo świat jest coraz bardziej okrutny i zepsuty, a moje ciało przypomina już prawie monstrum typu Frankenstein. I nic z tego nie wynika, tylko historia się znów powtarzać zaczyna.
Muszę w końcu zacząć pisać testament.

poniedziałek, 19 września 2011

strata

zabito mi dzisiaj
ostatnią nadzieję

a miałam ich tyle, że rozdawałam
a teraz dla mnie samej

nie starczyło

Wszystko jest na niby

Siejące spustoszenie czerwie usiłują mi wyrwać resztki jasności umysłu
setna myśl przecina mi głowę
za dużo liter za dużo cyferek
osłabłam opadłam z sił
chciałam tu coś napisać
bardzo ważnego.
Teraz właściwie zostało mi już tylko opisywanie bardzo ważnych rzecz
muszę je wydać na świat
mam bardzo mało czasu
One są we mnie i chcą się wydostać
nie wiem jaka bariera mnie od nich oddziela
czy to strach może?
Tak, myślę że to właśnie strach.
Wczoraj i przedwczoraj bałam się wychodzić i pokazywać się ludziom na oczy
Bluźnię swoim jestestem
paskudna rzecz
okropnie mnie boli to ciało
sama jestem temu winna.
Nie wiem co znaczą moje sny. Wiele rzeczy nie rozumiem znaczenia. Słowa są marnotrawione bez sensu zupełnie.
Stan mówi o człowieku. Wiele rzeczy zapisuję jeszcze gdzie indziej. Boję się i mam nadzieję jednocześnie, że jak się obudzę to to wszystko zniknie.
Ale życie przecież nie jest na niby. Wszystko można udawać, ale chyba akurat nie to, że się żyje prawda?

niedziela, 28 sierpnia 2011

bluzg

Po co się rodzą tacy odmieńcy?
Nie pasuje do tego świata. Nie umie być szczęśliwy, nie wie po co istnieje i jaka jest rola w całej tej układance.


Nie angażuję się w nic i w nikogo, oddziela mnie szyba. Nadaję na innych falach, mam twarz-maskę.

Jestem podmieniona??? Nie jestem już sobą, choć nawet nie wiem czy kiedykolwiek byłam. Czuję się sterowana przez jakąś odgórną tajemniczą siłę i najgorsze w tym wszystkim jest to, że mam tylko ja mam tego świadomość. Inni nie mają i dlatego umieją być szczęśliwi i cieszyć się chwilami, które ta tajemnicza siła im zsyła. A ja nie umiem, bo wiem, że odgrywam jakiś teatr, a nie żyję naprawdę.

Nie wierzę w przypadek. Wszystko dzieje się po coś. Zastanawiam się tylko po co. Spotykam na swojej drodze ludzi, między którymi zachodzą jakieś tam interakcje. Zauważyłam że jestem tylko pionkiem w tej całej grze. To nie o mnie tu chodzi. Jestem tylko narzędziem. Niczym więcej!!!!


Mam w brzuchu larwy. Czuję czasem taki dziwny ucisk jakby mnie coś kopało od środka mentalnie i fizycznie.
To ponoć objaw bycia - niebycia.
Napięcie dziwne jakieś, coś promieniuje ze mnie.
Zła jestem, wszędzie czuć kocie siki. Bańka pęka, chyba już długo tak nie wytrzymam.

Wiatr zapłonął.
Wszysko to odbicie lustrzane, a ja jestem po drugiej stronie od dawna dawna.

Przestałam istnieć. Nienawiść mnie pożarła, nie jestem sobą.
oszczana opetana dziwka w mackach strachu przed istnieniem

nikt o niej nie pamięta, wszyscy oszukani
omdlejesz i bedziesz zawieszona pomiedzy światami i świtami po wsze czasy
na wieki wieków amen

połamane
niebezpieczeństwo
bluźnię i przeklinam

nie ma w tym mistycyzmu
bezczeszczę własne żałosne jestestwo

niedziela, 21 sierpnia 2011

Rzecz o smokach, krukach i ludzkich przewinach.



Widziałam w skałach wyryte napisy, w językach co dawno dźwiękiem nie były.
Umarły usta wypowiadające słowa, ale obrazy w pamięci zostały.
Kruk co trzecie oko przynosi, smok w herbie na postronku.

Udawaj, że nie widziałeś, bądź tym, kim nie jesteś, ukryj się przed światem,a będziesz żyć wiecznie...




piątek, 19 sierpnia 2011

The Lady and The Dragon

Mam od dwóch dni wizję..
Inną od tych wcześniejszych. Nie wpływa na sny, pojawia się na jawie.
Widzę ciężarną kobietę oświetloną słońcami, leżącą i rodzącą na jakiejś mniejszej planecie. Potem pojawia się stworzenie przypominające smoka. Ma siedem głów, na głowach obręcze, między głowami rogi.

Podfruwa do kobiety, przystaje i czeka.
Nie widzę twarzy tej kobiety, patrzę na nią z pewnego dystansu, z góry jakbym była wyżej, ponad nią. Widzę natomiast oczy smoka. 7 par oczu, każde inne.
Okropne wrażenie przy tym, jakbym nie była po żadnej ze stron...


Dziś sobie uświadomiłam co widzę od kilku dni:

1 Potem wielki znak się ukazał na niebie:
Niewiasta obleczona w słońce
i księżyc pod jej stopami,
a na jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu.
2 A jest brzemienna.
I woła cierpiąc bóle i męki rodzenia.
3 I inny znak się ukazał na niebie:
Oto wielki Smok barwy ognia,
mający siedem głów i dziesięć rogów
- a na głowach jego siedem diademów.
4 I ogon jego zmiata trzecią część gwiazd nieba:
i rzucił je na ziemię.
I stanął Smok przed mającą rodzić Niewiastą,
ażeby skoro porodzi, pożreć jej dziecię.
5 I porodziła Syna - Mężczyznę,
który wszystkie narody będzie pasł rózgą żelazną.
I zostało porwane jej Dziecię do Boga
i do Jego tronu.
6 A Niewiasta zbiegła na pustynię,
gdzie miejsce ma przygotowane przez Boga,
aby ją tam żywiono przez tysiąc dwieście sześćdziesiąt dni.
7 I nastąpiła walka na niebie:
Michał i jego aniołowie mieli walczyć ze Smokiem.
I wystąpił do walki Smok i jego aniołowie,
8 ale nie przemógł,
i już się miejsce dla nich w niebie nie znalazło.
9 I został strącony wielki Smok,
Wąż starodawny,
który się zwie diabeł i szatan,
zwodzący całą zamieszkałą ziemię,
został strącony na ziemię,
a z nim strąceni zostali jego aniołowie.
10 I usłyszałem donośny głos mówiący w niebie: "Teraz nastało zbawienie, potęga i królowanie Boga naszego
i władza Jego Pomazańca,
bo oskarżyciel braci naszych został strącony,
ten, co dniem i nocą oskarża ich przed Bogiem naszym.
11 A oni zwyciężyli dzięki krwi Baranka
i dzięki słowu swojego świadectwa
i nie umiłowali dusz swych - aż do śmierci.
12 Dlatego radujcie się, niebiosa i ich mieszkańcy!
Biada ziemi i biada morzu -
bo zstąpił do was diabeł,
pałając wielkim gniewem,
świadom, że mało ma czasu".
13 A kiedy ujrzał Smok, że został strącony na ziemię,
począł ścigać Niewiastę, która porodziła Mężczyznę.
14 I dano Niewieście dwa skrzydła orła wielkiego,
by na pustynię leciała na swoje miejsce,
gdzie jest żywiona przez czas i czasy, i połowę czasu,
z dala od Węża.
15 A Wąż za Niewiastą wypuścił z gardzieli
wodę jak rzekę,
żeby ją rzeka uniosła.
16 Lecz ziemia przyszła z pomocą Niewieście
i otworzyła ziemia swą gardziel,
i pochłonęła rzekę, którą Smok ze swej gardzieli wypuścił.
17 I rozgniewał się Smok na Niewiastę,
i odszedł rozpocząć walkę z resztą jej potomstwa,
z tymi, co strzegą przykazań Boga
i mają świadectwo Jezusa.
18 I stanął na piasku [nad brzegiem] morza.

wtorek, 17 maja 2011

W BÓLU PIĘKNYM I ZBRODNIA I KARA


W bólu pięknym i zbrodnia i kara sznurkiem związane.
Gdybym malowała to jak czuję, byłoby to moje gnijące od grzechów wnętrze.
To takie naturalne, że piękne osoby zakochują się w sobie nawzajemnie
a plugawe robactwo spod podłogi czasem może na nich popatrzeć
ukradkiem.

akysz akysz

Pocięłam sobie lewą rękę i czekam na reakcję tej mnie, która zawsze sprzeciwiała się
brzydocie i dlatego nie widać jej w lustrach.
Może to tak działa, że coś za coś albo zaświaty i nienawiść świata, albo ziemska rozkosz i miłość, ale niedotykanie nieba i niesłyszenie dusz zbłąkanych ogóln a na nie nie-wrażliwość?
Co mam wybierać>? Musze wybierać?
Natrętny zamilkł, pusto tu i cicho. Kot sobie poszedł gdzieś, pada deszczyk, nie zdjęłam prania. Czuję dziwny zapach mojej skóry, jakby stare wodorosty. Zegar cofnął się o krok i pokazuje złą godzinę.
Cisza nie istnieje, nie czuję przyjemności już nawet ze słuchania muzyki, prognoza bólu odpuściła mi duszy tylko gwizdy słyszę niewyraźne za oknem i zimno mi strasznie. Wiosna urodziła konwalie, a ja przeklęta siedzę tutaj i nie mogę się poruszyć tylko klepię palcami w klawiaturę jaka żałosna ja, jaka żałosna :(

czwartek, 31 marca 2011

Jestem w sobie u-więzieniem


Uwięzłam w sobie.
Ciało-nie-świątynia
więzieniem.
Zapętlony język nic ci już nie powie.
Krzyżem się kładzie
i cieniem.

Widzów ślepa oklaskuję
bo gwiazd nie widzę blasku
nawet słońce mnie spaliło
tuż przed własnym świtem

o brzasku

cichną zegary.
i głosy giną w tłumie
o brzasku
nie poznaję już mary
ani rzeczywistości nazwać nie umiem.

wtorek, 29 marca 2011

Rzeczywistość nie istnieje

Smak
zapach
iluzja

wcale mnie nie ma

przestałam być sobą
cisza też przestała

udaje gwar

słyszę swoje organy
słyszę jak płynie krew
i
mózg swój słyszę

jestem znowu embrionem.

Ze starego zeszytu: zakurzone.

Dusza nie wychodzi na fotografii.

— Jan Twardowski (1915-2006)




Świat w sepiach
sny zmęczonej duszy.
Monochromatycznie:
Nic nie jest czarne
Nic białe.



Klatka - inkubator.

Różowa klatka - inkubator,
Gdzie w intymność wdzierają się obce spojrzenia i kroki,
Gdzie miłość ma smak lukrowanej prezerwatywy
Gdzie zmysły zasypiają,
Gdzie azyl staje się pułapką.