Oddzieliło się słońce od mgły
i wrony kraczą na niby.
Cisza ta mnie broni przed krzykiem.
Ile mam trwać w tym niepewnym czasie
po brzegi pełnym w pytania?
odpowiedzi rozpadły się na nic nie znaczące słowa.
Wiele z nimi kłopotu, a dramat niegramatyczny.
Sen co mnie nieraz nawiedzał
podszepnął melodie niezapamiętane i za każdym razem inne.
I nuciłam je w lodowatej piwnicy schowana,
czekając na świat latami. A świat się o mnie nie upomniał.
I umierałam co noc na nowo, ciągle czekając na budzik.
I włosy mi kurz pokrył, i srebrne się stały me oczy.
Nie wierzę odbiciom w lustrach.
Maskom szkaradnym w kłamstwa przybranym.
Słowa ciemnieją i rdzą zachodzą. Spluń mi w twarz obelgą jak pocisk żelazną.
Twarz moja kamienna, wszystko jest lichym wspomnieniem.
Siedzę sama w tawernie z wczorajszego snu.
Dopijam ostatnią kroplę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz