poniedziałek, 14 listopada 2011

Życie to gra


Wszystko mnie boli. Sesja się udała, choć moim zdaniem za dużo było modelek, za mało miejsca i światła za mało.
Żaden ze mnie fotograf, ale udało mi się uchwycić kilka ciekawych kadrów.
Było ciekawie, może trochę smutno, dziwne zawsze mi się wydawało, ze sesje zdjeciowe to zabawa. I jeszcze taka sesja: przebieranki, udawanie, gra w karty, kieliszki, fortepian, pusty klub... A tu zdziwienie. Czułam presję, że powinnam fotografować wszystkich, podczas gdy miałam wrażenie, że niektóre dziewczyny nie chciały być fotografowane (sic!). Może to było tylko moje wrażenie, nie wiem. Efekty jednak są zadowalające. Zdjecia może nie są profesjonalne, ja przecież się na tym nie znam, ale kilka kadrów jest interesujących. Oddają zupełnie inną atmosfere. I o to chodziło.
Po sesji poszliśmy na pizzę i piwo do Dragona. Już wcześniej tam byliśmy czekając na dziewczyny ubierające się w wielkie suknie z halkami szyte przez Lucynę. Przed moimi oczami siedział chłopak z czapką na głowie, któremu tatuaże ozdabiały ręce i szyję. Po powrocie do Dragona okazalo sie, ze ów pan dalej tam jest. On i jego koledzy. Nie byłabym sobą, gdybym nie skorzystała z okazji do zawiązania znajomości z trzema fanami R+. Wieczór spędziłam w towarzystwie Żaby, Saszy i jego dwóch kolegów. Pan z tatuażami pochodził ze Szkocji, nie pamiętam jego imienia. Sasza to Słowak, a trzeci pan w dreadach do ziemi prawie - Szwed. Dziwne towarzystwo, ale wesołe. Wróciłam z Żabką, taksówką, o 2 w nocy. Zaspałam do pracy, wzięłam urlop, ale nie żałuję. Jak zwykle. Przecież pozytywnych rzeczy żałować nie należy.

Special thanks to:
Marek (za wyciągnięcie mnie z domu), Lucynka (za organizację sesji), Agnieszka "Żaba", za towarzystwo i pomoc w powrocie do domu, Sasza (za bycie totalnym słodziakiem, nie będziesz mnie raczej pamiętał, chociaż może...).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz