czwartek, 10 listopada 2011

unloved


Las, stare dworki, historie o duchach, trochę alkoholu, praca, sielanka, tańce i przebieranki. Chalin, wyjazdowe warsztaty.
Wszechobecne krakanie kruków, wczorajsza mgła, sen bijący skrzydłami w czaszce tak mocno, że czuję go do tej chwili. Boli mnie kręgosłup. Przedźwigałam się trochę. Asia nie jest najlżejsza, ale w końcu jechałam tam m.in dla niej.

Powrót do rzeczywistości zabolał wizją spędzenia długiego weekendu w samotności, w zakorkowanym, brudnym mieście.

Chciałabym teraz nagle zamieszkać w takiej leśnej głuszy. Zaszyć się. I żeby mnie nikt na siłę nie wypruwał.
Tak bardzo brakuje mi kogoś bliskiego...
Bliskiego po-prostu. Kogoś, komu można opowiedzieć sen, kogoś kto opowiada ci tą samą historię setny raz, a ty słuchasz bez cienia zażenowania, kogoś, kogo nie trzeba przepraszać za to, że się za bardzo otworzyło.
To już nie jest tylko uwierająca tęsknota.
Ignorowanie własnych potrzeb owocuje kolekcjonowaniem bezsensownych, seksualnych doświadczeń, niepotrzebnych rozterek i trwaniu w poczuciu bycia niegodną jakichkolwiek pozytywnych uczuć, w tym miłości.
Czuję, że znów oszukałam samą siebie. Że to takie żałosne, że nie potrafię żyć sama dla siebie, z dnia na dzień, z lekkością cieszyć się słońcem, znajdywać małe okruchy szczęścia, brnąć naprzód, dążyć do celów,...
tylko jaki sens ma radość, gdy nie ma się z kim jej dzielić?

Jest mi źle i nie mam bladego pojęcia dlaczego nie umiem sobie z tym poradzić. Do kogo mam się zwrócić po pomoc, by chociaż jeden wieczór spędzić w spokoju, bez łez. Żałosne...

4 komentarze:

  1. ja podobnie czuję - nawet kiedy w tej depresyjnej rzeczywistości pojawi się jakakolwiek radość, to jaka to radość, jeśli zostałam z nią sama, chociaż chyba jeszcze trudniejsze jest pozostawanie samemu w bólu istnienia i melancholii.

    OdpowiedzUsuń
  2. cierpiec w samotnosci jeszcze umiem, ale cieszyc sie jest o wiele trudniej

    OdpowiedzUsuń
  3. Pamiętaj, że JESTEM i nie jestem tylko snem...

    OdpowiedzUsuń